Te historie zaczynają się jak w klasycznym kryminale Hitchcocka – najpierw jest trup, a potem napięcie rośnie. Różnica jest tylko taka, że w naszych przypadkach „trupem” są farmy wiatrowe.
Kluczem do zrozumienia, o co chodzi w całej sprawie, jest przedarcie się przez gąszcz informacji internetowych. Przedarliśmy się. Łatwo nie było. Za to, jaki plon tych poszukiwań!
Na początek weźmy taką stronę "stop wiatrakom". O czym jest ta strona, zapewne nie trzeba tłumaczyć. Przyjmijmy, że jest to nasz „trup”.
A potem, jako się rzekło, napięcie tylko rośnie.
Żeby nie być gołosłownym, zacytujmy niektóre obszary tematyczne (pisownia oryginalna):
- Migotanie na ścianie
- Prawdziwe Piekło
- Wielki Wyjec z Margonina
- Jak zabijają ptaki
- Najechali naszą wieś
- Piekło – foto
W charakterze „wisienki na torcie” występuje (na stronie głównej) red. Mariusz Max Kolonko, który w sobie tylko właściwy sposób przekonuje, że „Zielona energia – unijny przekręt. Media w Polsce nie mówi jak jest” (też pisownia oryginalna).
Żadne pióro nie dorówna swadzie, z jaką redaktor Max wypowiada swoje myśli, zatem sami sobie posłuchajcie:
Ten sam portal informuje nas także, gdzie odbywają się protesty wobec budowy farm wiatrowych oraz ile miejscowości zagrożonych tym piekłem bierze w nich udział. Jeśli wierzyć danym, podawanym na stronie, to obecnie protestują 494 miejscowości, broniąc się przed postawieniem tam 8170 turbin wiatrowych. Z rozpiską na poszczególne ogniska buntu.
Mapa. Dla zainteresowanych szczegółami.
Pod koniec sierpnia bieżącego roku 150 mieszkańców Grodkowa (woj. opolskie) protestowało pod urzędem gminy przeciwko budowie farmy wiatrowej „Bąków”. Ich zdaniem, wiatraki są za duże i będą stać za blisko domostw. Chcą ich oddalenia o 2-4 kilometry.
- Nie zgadzamy się na tę inwestycję, ponieważ będzie ona negatywnie wpływać na zdrowie mieszkańców gminy, a także na ceny nieruchomości, które spadną. Już od trzech lat, odkąd wiadomo o budowie farmy, nie kupiono u nas żadnej działki budowlanej. Jak tylko potencjalny inwestor dowie się jak blisko będą stać wiatraki, puka się w głowę i natychmiast rezygnuje - powiedział PAP sołtys wsi Młodoszowice Waldemar Kwiatkowski.
Do tej pory burmistrz gminy Grodków - Marek Antoniewicz - wydał zezwolenie na budowę 78 turbin wiatrowych. Protestujący chcą, by burmistrz wycofał swoje decyzje, a pod petycją w tej sprawie widnieje już 1500 podpisów mieszkańców gminy.
W gminie Kołczygłowy (woj. pomorskie) inwestor – spółka z niemieckim kapitałem – planował budowę 15 wiatraków. Przeciwko inwestycji wystąpiła część mieszkańców, co skłoniło radnych do zmiany planu zagospodarowania przestrzennego.
Dodajmy, że farma miała stanąć na prywatnym gruncie, a na inwestycji gmina Kołczygłowy mogła zyskać ponad 1 mln zł rocznego wpływu do budżetu z tytułu podatków od nieruchomości oraz jednorazowo 600 tys. zł, które inwestor chciał przeznaczyć na cele społeczne.
Międzynarodowa firma energetyczna była pewna, że w gminie Sułoszów (woj. małopolskie) postawi dużą elektrownię wiatrową na 29 turbin. Zawarła z gminą deklarację współpracy i podpisała umowy dzierżawy działek, ale nagle władze gminy i mieszkańcy zmienili zdanie.
Zgodnie z przepisami, wiatraki zaplanowano postawić w odległości od 700 do 1200 metrów od najbliższych zabudowań. Przygotowano raport oddziaływania na środowisko, uwzględniający m.in. migrację ptaków, który dopuszcza w tym miejscu taką inwestycję. Zaproponowano też, że najpierw na próbę zostaną postawione najwyżej cztery wiatraki, tak by mieszkańcy przekonali się, co to za inwestycja.
- Razem z sąsiadami w internecie doczytaliśmy się, że wiatraki są szkodliwe dla zdrowia. Mogą negatywnie wpływać na samopoczucie i pogorszyć słuch. Dlatego zaczęliśmy protestować na sesjach gminnych. – powiedział krakowskiej „Gazecie Wyborczej” Zbigniew Bień, jeden z ponad 200 mieszkańców Sułoszowa, którzy sprzeciwiają się obecności wiatraków.
Takie przykłady można by mnożyć bardzo długo.
Społeczność kilku wsi na Kaszubach - Sobowidz, Gołebiewa Wielkiego, Rościszewka i Klępin, założyła stronę internetową, na której, oprócz promocji lokalnego radia nadającego w języku kaszubskim i witryny www.stopwiatrakom.eu, używa przeciwko farmom wiatrowym argumentów rzeczowych.
Cytat:
„Odległość najbliższego z kilkunastu wiatraków od siedzib ludzkich ma wynosić ok. 500 m. Taka odległość jest zwyczajowo przyjęta w Polsce ze względu na brak uregulowań prawnych (!) i silne lobby firm stawiających farmy wiatrowe, które za nic mają zdrowie i komfort życia mieszkańców. (…)
Tymczasem w zachodniej Europie i w innych miejscach świata, gdzie energię wiatrową pozyskuje się od wielu lat, minimalne odległości od zabudowań ludzkich od pojedynczej turbiny wiatrowej są o wiele większe i wynoszą nie mniej niż 1500 m (Francja), 1900 m (Holandia), 2000 m (Wielka Brytania, Niemcy- Bawaria), 3200 m (USA), a gdy sąsiadem jest cała farma wiatrowa, odległość jest jeszcze większa.
Obecnie w krajach takich, jak np. Dania, nie buduje się elektrowni wiatrowych na stałym lądzie właśnie z powodu protestów mieszkańców, którzy po kilkudziesięciu latach życia w takim sąsiedztwie głośno (i skutecznie) domagają się likwidacji farm wiatrowych. Nowe farmy budowane są w morzu, nawet kilkanaście kilometrów od wybrzeża. Podobnie rzecz ma się w Niemczech.”
Koniec cytatu.
Mieszkańcy Siedlikowa (woj. wielkopolskie), którym szykuje się budowa farmy wiatrowej, już założyli na facebooku stronę, gdzie wskazują na powody swojej wielkiej niechęci do tej inwestycji.
Zaczynają od infradźwięków, które wytwarzają wiatraki prądotwórcze. Jak czytamy na stronie: „Są one niesłyszalne dla ludzkiego ucha i rozchodzą się w promieniu 10 kilometrów!”
A potem, jakżeby inaczej, napięcie tylko rośnie, gdyż rzeczone infradźwięki:
„Mogą powodować: mikropęknięcia w oskrzelach, zgrubienia serca, niszczenie obszarów mózgu, napady padaczkowe, które mogą prowadzić do ślepoty, zaburzenia równowagi, brak snu, bóle głowy, spadek wydajności pracy.(…) Najbardziej zgubny wpływ fale te mają na dzieci, kobiety ciężarne i osoby starsze.”
Jak nie jesteś dzieckiem, kobietą ciężarną lub osobą starszą, to i tak nie masz lepiej, bo infradźwięki „wywołują drgania rezonansowe ludzkich organów, takich jak: klatka piersiowa, przepona brzuszna, organy trawienne.”
Na fejsbukowej stronie przeciwników wiatraków z Siedlikowa można również znaleźć relacje osób mieszkających w pobliżu wiatraków, które i my udostępniamy:
Siedlikowianie nie pozostawiają nam nawet minuty na oddech i prowadzą do następnego nieszczęścia związanego z wiatrakami – syndromu turbin wiatrowych.
To zespół objawów, które występują u ludzi mieszkających dłuższy czas w niewielkiej odległości od wiatraków.
Niejaka Nina Pierpont, na którą powołują się Siedlikowianie i wszyscy przeciwnicy turbin wiatrowych, w 2004 roku przeprowadziła badania (tak w każdym razie nazywają to twórcy tej fejsbukowej strony), czyli przepytała ankietowo 10 rodzin (38 osób), które już wcześniej skarżyły się na sąsiedztwo wiatraków. Uzyskując wynik, że wiatraki owe nadal im bardzo szkodzą.
Pani Pierpont stwierdziła, że ci ludzie mieszkający w pobliżu wiatraków, mają ów syndrom turbin wiatrowych, do którego należą:
- problemy ze snem: słyszalny hałas lub fizycznie odczuwalne uczucie pulsowania czy skoki ciśnienia utrudniają zaśnięcie oraz powodują częste wybudzenia;
- bóle głowy o nasilonej dokuczliwości lub częstotliwości;
- zawroty głowy, drżenie, nudności;
- wyczerpanie, niepokój, złość, skłonność do irytacji, depresja;
- problemy z koncentracją uwagi i uczeniem się;
- szum uszny (dzwonienie).”
Zresztą, sami posłuchajcie:
A potem, jak już wiemy, jest tylko gorzej.
Z powodu sąsiedztwa wiatraków spada wartość nieruchomości, na które ciężko znaleźć nabywcę, albo trzeba znacznie obniżyć cenę. Na terenach „skażonych” turbinami obserwuje się, jak piszą Siedliczanie nie kochający wiatraków, wstrzymanie zasiedlenia, a z czasem nawet emigrację ludności.
Zmniejszenie dochodów z prowadzonej działalności gospodarczej jest już tylko niewielką uciążliwością wobec tych nieszczęść, chociaż fakt, o którym na cytowanej stronie czytamy, czyli „Wiatraki zabijają ptaki i powodują niszczenie naturalnych siedlisk roślin i zwierząt.” może jednak nami wstrząsnąć.
W charakterze „wisienki na torcie” tym razem nie redaktor Kolonko, ale stwierdzenie, że „Farmy wiatrowe nie tworzą miejsc pracy. Do obsługi kilkunastu wiatraków potrzeba tylko jednego człowieka.”
No, tośmy się nieźle wystraszyli.
Zupełnie odmienną opinię o farmach wiatrowych mają firmy owe turbiny budujące, ale cytować ich tutaj nie będziemy. Wiadomo, lobby, a więc nie może być obiektywne i szkoda naszego czasu.
Podobnie jak ministerstwo gospodarki, które tylko widzi zysk. Oraz dyrektywy Unii Europejskiej w sprawie OZE.
Skoro oddaliśmy głos społeczeństwu, więc niech i teraz społeczeństwo przemówi.
W internecie znajdujemy takie oto stwierdzenia, odnoszące się do badań Niny Pierpont – guru antywiatrowych:
„By badania były obiektywne, należy zbadać grupę kontrolną, by zobaczyć, czy osoby narzekające na podobne dolegliwości, nie stanowią podobnego procentu. I okazuje się, że były takie badania.
Udział osób narzekających jest podobny niezależnie, czy ktoś mieszka koło wiatraków, czy też w okolicy bez wiatraków. Gdy nie ma wiatraków, ludzie narzekają na inne rzeczy, podczas gdy 90 proc. innych osób, nie widzi tam problemu.”
Dalej autor bloga zagłębia się jeszcze bardziej w szczegółach pisząc:
„Najśmieszniejsze jest jednak to, że badania przeciwników pokazują tak naprawdę, że wiatraki nie szkodzą. Jeżeli w ich badaniach widzimy, że narzeka 10 proc. osób ...... a przed postawieniem elektrowni wiatrowych nie chciało ich 50-80 proc. osób, to znaczy, że prawie wszyscy są zadowoleni i przekonali się z czasem, że nie szkodzą i nie są uciążliwe.
Te 10 proc. osób narzekających znajdzie się zawsze, bo nie wszyscy zmienią stanowisko, poza tym są typy osób, którym przeszkadza wszystko, nawet śpiew ptaków” – puentuje autor.
I my się z nim zgadzamy. Narzekacze są nieśmiertelni. Podobnie jak podatki.
O faktach i mitach w energetyce wiatrowej na antenie Radia Lipsko wypowiadał się dr hab. Krzysztof Markowicz z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Czyli ekspert, jakby nie było.
Tu można eksperta posłuchać:
Na koniec więc zrobiło się nieco mniej strasznie. Czy to jednak przekona nieprzekonanych? Śmiemy wątpić.
Bo gdy rozum śpi, budzą się upiory, jak mówi pismo. Albo mądrość ludowa.
Ewa Grochowska
Autor artykułu:
Planergia |
Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.
Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.