Chodzi o Instytut Napędów i Maszyn Elektrycznych „KOMEL”, który na co dzień zajmuje się badaniami, rozwojem, diagnostyką, eksploatacją i projektowaniem maszyn oraz napędów elektrycznych. W trakcie imprezy naszą uwagę zwróciły dwa niepozorne samochody, które jedynie nieśmiało sygnalizowały, że może w nich być niezwykłego. Oprócz sprytnego triku marketingowego – naklejonych na bocznych szybach liter oznajmiających: „100 km = 5 zł” – auta miały otwarte pokrywy silnika. Okazało się, że zamiast błyszczącymi cylindrami Fiaty chwaliły się wielkim akumulatorem.

fot. DM / Planergia

- Tak, zgodnie z lokalną taryfą dostawcy prądu te samochody mogą przejechać 100 kilometrów za 5 złotych. I mogą to zrobić w czasie teoretycznie krótszym niż godzina – odpowiada nam pracownik stoiska.

Rzecz jasna, w tym momencie rozpoczęła się seria „stu pytań o…”. W ten oto sposób po kilkunastominutowej, rzeczowej rozmowie, uzyskaliśmy materiał na – naszym zdaniem – solidną ciekawostkę, o której powinno się mówić.

Magia polega na zastąpieniu spalinowego motoru silnikiem elektrycznym, tzw. „E-Kit”. W tym celu wymieniany jest cały zespół napędowy, ze skrzynią biegów włącznie. Samochód otrzymuje również zmodyfikowany komputer pokładowy. Takiemu zabiegowi może zostać poddany praktycznie każdy seryjnie produkowany wóz z silnikiem benzynowym lub dieslowskim.

fot. DM / Planergia

Wbrew temu, co mogliby pomyśleć fani tradycyjnej metody rozpędzania samochodu, przejście z zasilania za pośrednictwem korka wlewu paliwa na wtyczkę nie oznacza kastracji w odniesieniu do dynamiki auta. W wypadku niektórych fabrycznych konstrukcji – wręcz odwrotnie. Prędkość maksymalna prezentowanych aut to 150 km/h. Baterie stanowi moduł trzech elementów o pojemności 5 kWh, wstawianych w miejsce zbiornika paliwa, co pozwala na zachowanie pełnej przestrzeni bagażowej.

Wnosząc po wnętrzu – samochód jak każdy inny, z jedną małą różnicą. fot. DM / Planergia

Akumulatory to nanofosforowe litowo-jonówki. Pozwalają na pokonanie 140 kilometrów bez konieczności ładowania. Co zaś się tyczy czasu niezbędnego do ponownego ich napełnienia, to dysponując trójfazowym złączem elektrycznym o mocy 6 kW w ciągu niespełna dwóch godzin bateria zapełni się w 80 proc. Przy zastosowaniu monofazowego, 3-kilowatowego złącza czas ten wydłuży się do 5 godzin.

Samochód nie traci także niczego ze swoich walorów użytkowych. Instalacja radzi sobie z zapewnieniem ogrzewania w chłodne i klimatyzowania w ciepłe dni. Całkiem przyzwoicie wywiązuje się z zadania zapewnienia kierowcy przyzwoitej dynamiki.

- Moc silnika to 60 kW. Elektryczne motory mają tę przewagę, że dzięki braku przełożeń od razu osiągają maksymalny moment obrotowy, w tym wypadku 180 Nm. – słyszymy.

Mózg całego układu. fot. DM / Planergia

W przeliczeniu na konie mechaniczne, daje to moc przeciętnego pojazdu miejskiego. W tym przypadku matematyka jest jednak zdradliwa – moment obrotowy jest równy temu, który można spotkać w Mini Cooperze R, czyli co by nie było przyzwoitym hot-hatchu.

Koszt? Bagatela 100 tys. złotych. Nie jest to więc zabawa dla przeciętnego Kowalskiego. Z drugiej strony, jeśli kiedyś przykładowy właściciel Ferrari chciałby zmienić swój paliwożerny silnik na oszczędniejszą jednostkę…

DM

Źródło: własne