20 stopień zasilania bezmyślności
Przewiń do artykułu
Menu

Podczas minionej, potężnej i długotrwałej fali upałów w Polsce, Polskie Sieci Elektroenergetyczne S.A. wprowadziły 20 najwyższy stopień zasilania. Zdarzyło się to po raz pierwszy od lat 80. ubiegłego wieku.

 

To już nie ostrzeżenie, to najpoważniejszy alarm. Po nim nastąpi blackout.

 

Drastyczne ograniczenie dostaw prądu do odbiorców przemysłowych (tenże 20 stopień zasilania) oznaczało, iż wyczerpały się inne środki zaradcze, które mogłyby odsunąć od Polski ryzyko stopnienia rezerw mocy w elektrowniach poniżej poziomu zagrażającego rozlewającymi się po kraju przerwami w dostawach prądu, czyli blackoutami.

 

 

 

Sądzić należy, iż nawet dla osób słabo lub wcale interesujących się zagadnieniami energetyki stało się jasne, że nasze elektrownie pracujące na paliwa konwencjonalne nie dają rady sprostać zapotrzebowaniu. A nie dają rady, gdyż nie wspiera ich energetyka rozproszona. Czyli odnawialne źródła energii.

 

Przymykać dłużej oczu na problem z miksem energetycznym w Polsce już się nie da, bo mleko, by tak rzec, właśnie się rozlało. Polacy dosłownie poczuli, jak objawia się tzw. deficyt mocy. I nic to, że poratował nas eksport energii elektrycznej z Niemiec, gdzie farmy fotowoltaiczne i mikroinstalacje w domach prywatnych pracowały na całego dostarczając nadwyżek mocy(10 sierpnia, kiedy w Polsce brakowało w systemie ok. 2,5 GW, niemieckie elektrownie fotowoltaiczne dostarczały w godzinach południowych ok. 20 GW), a także niewielkie wsparcie z Czech i Słowacji. Takie łatanie „dziur energetycznych” nie jest strategią na lata. Jest prowizorką. Tyle tylko, że w prowizorce właśnie, ciągniętej przez dekady, jesteśmy mistrzami.


Deficyt mocy

O tym, czym grozi sytuacja, w której Polska nie ma rynku mocy pisaliśmy już w lutym 2014 roku w tym artykule. Przypomnijmy niewielki fragment z tego tekstu:
„Ze względu na konieczność wycofywania z użytku starych bloków w 2015 r. w polskim systemie energetycznym może zabraknąć ok. 95 MW mocy, w 2016 roku – 800 MW, a rok później ok. 1100 MW. W szczycie letnim za trzy lata niedobór wyniesie ok. 520 MW, rok później – 680 MW.”

 

I to właśnie dzieje się na naszych oczach obecnie. Po prostu brakuje prądu.

Przyczyn tego stanu rzeczy jest co najmniej kilka. Po pierwsze - wyłączane są przestarzałe bloki energetyczne, które swoje już przepracowały. Co prawda operator systemu przesyłowego, spółka PSE, wdrożył środki zaradcze, tj. operacyjną rezerwę mocy, czyli płacenie producentowi za utrzymywanie bloków, które powinny być zamknięte i interwencyjną rezerwę zimną - płacenie producentowi za gotowość uruchomienia wytypowanych bloków w sytuacji kryzysowej, ale to i tak sprawy nie rozwiązuje.

 

Dlaczego? Bo te, niejako sztucznie, utrzymywane przy życiu przestarzałe bloki energetyczne są wysoce awaryjne. Tak się np. stało podczas owego „upałowego” kryzysu z jednym z bloków elektrowni w Bełchatowie, który po prostu wysiadł. Tajemnicą poliszynela jest, że obecnie do pracy przywracane są stare bloki w elektrowniach, które były utrzymywane w rezerwie i na polecenie PSE pracują teraz w tzw. wymuszeniu. Na zdezelowanym wozie długo jednak  się nie pojedzie. Jakakolwiek poważniejsza awaria, począwszy od 2016 roku, grozić nam będzie blackoutem.

 

Oczywiście, że budujemy nowe bloki, jak np. te w Kozienicach i Opolu, Włocławku i Turowie. Rzecz w tym, że za chwilę zabraknąć nam może firm budowlanych, które te bloki postawią. We wspomnianych Kozienicach i Opolu, dla przykładu, przy inwestycji zaangażowanych jest około 200 wykonawców. A niedawny kryzys w branży budowlanej przetrzebił rynek tych firm w naszym kraju.


Fatalny bilans energetyczny

W ubiegłym roku Polska była importerem energii netto i trend ten, według wszelkich znaków na niebie i ziemi, utrzyma się. Zdaniem PGE, powodem takiego stanu rzeczy w 2014 r. były niższe ceny prądu w Niemczech i Szwecji. Pojawienie się deficytu mocy nad Wisłą w najbliższych latach wpłynie zapewne na dynamikę tego zjawiska.

 

Warto też pamiętać, iż spora część energii pozyskiwanej ze wspomnianych krajów pochodzi z OZE, co może mieć groźne konsekwencje. Zielona energia jest produkowana wtedy, gdy są ku temu odpowiednie warunki (nasłonecznienie, wietrzność, odpowiednia ilość wody), jeśli ich zabraknie - nie pojawią się nadwyżki, które przekierowuje się na rynki zewnętrzne. Musimy to brać pod uwagę.

 

Obecna sytuacja jednoznacznie pokazuje, że nie da się uciec od rozwoju energetyki rozproszonej, w tym energetyki odnawialnej. Tylko takie rozwiązanie spowoduje ustabilizowanie sytuacji. To oczywiście nie znaczy, że mamy zrezygnować z energetyki konwencjonalnej, ale musimy stworzyć taki mix energetyczny, który wyeliminowałby występowanie zagrożeń.

 

Tymczasem rozwój odnawialnych źródeł energii w Polsce to ciągle, mimo pewnych optymistycznych zjawisk, jak boom na fotowoltaikę i i program wsparcia Prosument, jedna wielka niewiadoma. 4-letnie opóźnienie w przyjęciu ustawy o OZE oraz nieustanne przy niej majstrowanie sprawiają, że zielona energetyka nie rozwija się u nas w stopniu co najmniej zadowalającym. Na drugim biegunie zaś jest perspektywa tego, że pierwsza nowa elektrownia (jak dobrze pójdzie) zostanie oddana do użytku w roku 2018.

 

Równie istotny jest brak ustawy tzw. korytarzowej, która pozwoliłaby na modernizację i rozbudowę sieci przesyłowych. To spowodowałoby zwiększenie mocy przyłączeniowych dla nowo powstających źródeł rozproszonych, w tym najlepiej rokujących źródeł odnawialnych.

 

Gorzkim, choć zawsze jakimś, pocieszeniem jest to, że nie jesteśmy osamotnieni na arenie walki o to, ażeby już wkrótce uniknąć blackoutu. Towarzyszy nam na niej także Wielka Brytania, gdzie w 2015 roku różnica pomiędzy zapotrzebowaniem na moc a możliwościami systemu energetycznego spadła do poziomu ok. 2 proc. Jeszcze dwa lata temu było to 14 proc. Akceptowalnym i bezpiecznym minimum jest różnica na poziomie 5 proc.

 

Oni też mają przestarzałe bloki energetyczne, a brytyjska gospodarka rośnie obecnie w tempie najszybszym od 6 lat i potrzebuje coraz więcej prądu. Na Wyspach jest, co prawda, znacznie lepiej z OZE, niż w Polsce, bo te źródła dostarczają Brytyjczykom już 20 proc. energii w jej ogólnym bilansie, ale to wciąż za mało.

 

Ani przeciętny Kowalski, ani także przeciętny Smith krajowych problemów energetycznych nie rozwiąże. To zadanie rządów, które muszą mieć wizję i odwagę podejmowania decyzji. W Polsce, jak dotąd, panowała w tym względzie zadziwiająca bezmyślność. Ważne więc jest, ażeby ów Kowalski nie miał pod górkę w przypadku, gdy chce zainstalować u siebie odnawialne źródło energii. O Smitha możemy być raczej spokojni.

 

Ewa Grochowska

Źródła:
-    www.globenergia.pl
-    wysokienapiecie.pl
-    www.defence24.pl
-    nanofiber.salon24.pl
-    odnawialnezrodlaenergii.pl
-    energetyka.wnp.pl

 
Planergia poleca:
Autor artykułu:
Planergia

Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.

Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.

info@planergia.pl