Śmieci to biznes? Nie dla gmin
Przewiń do artykułu
Menu

Praktycy raczej nie mają wątpliwości – na śmieciach zarabiają głównie firmy je wywożące. Czasem, w bardzo ograniczonym zakresie, gminy i to tylko niektóre. Kto płaci? Wyłącznie mieszkańcy, którym się wmawia, że śmieci to dobry biznes, a im ich więcej, tym nawet lepszy.
 

Wzrasta świadomość Polaków dotycząca odzyskiwania i recyklingu odpadów komunalnych, ale samorządy i resort środowiska nie są przygotowane do właściwego ich zagospodarowania. Efekt może być opłakany, bo śmieci zanieczyszczą środowisko, a Komisja Europejska wstrzyma dotacje dla Polski na ten cel – oto główna konkluzja raportu Najwyższej Izby Kontroli (NIK), który zbadał sprawę na wiosnę tego roku.

Z raportu NIK wynika, że w pięciu województwach wiele gmin nie osiągnęło wymaganych poziomów recyklingu i odzysku odpadów oraz ograniczenia masy odpadów biodegradowalnych. W ocenie Izby

zagraża to wypełnieniu przez Polskę unijnych celów w gospodarce odpadami komunalnymi wyznaczonych na 2020 r. Do tego czasu przetwarzanych ma być 50 proc. odpadów z każdej gminy. Obecnie to 26 proc., wg danych Ministerstwa Środowiska, ale samorządowcy twierdzą, że to dane zawyżone, a naprawdę przetwarza się 15-17 proc. odpadów.

Tymczasem w każdym polskim domu i mieszkaniu - jak wiemy wiele z nich jest małych i ciasnych - segregujemy następująco: metale i tworzywa sztuczne (pojemnik żółty), papier (pojemnik niebieski), odpady biodegradowalne (pojemnik brązowy) szkło (pojemnik zielony). Selektywna zbiórka śmieci objęła większość Polaków, którzy coraz szybciej i chętniej w niej uczestniczą, zdając sobie sprawę z korzyści dla środowiska, jakie przynosi powtórne wykorzystanie odpadów, a nie wywożenie ich na składowiska.

Tyle tylko, że pojawiają się i takie „kwiatki”:
„(...) zmieniono sposób odbioru odpadów sortowanych, chociaż zasady obowiązujące mieszkańców zostały te same. Wcześniej jeden pojazd skrzyniowy zabierał worki zielone, czyli szkło, a drugi samochód ładował plastik, papier i metal. Teraz robi to śmieciarka z obrotowym bębnem, w którym śmiecie są nie tylko mieszane, ale jeszcze dodatkowo prasowane. Odbiór z posesji wygląda tak, że najpierw wrzucane są worki ze szkłem. W tym momencie powstaje z nich stłuczka szklana. Dźwięk towarzyszący załadunkowi nie pozostawia cienia wątpliwości. Następnie do środka fruną worki żółte i niebieskie z pozostałymi, pieczołowicie rozdzielonymi frakcjami i dosłownie na oczach osób, które poświęciły własny czas na oddzielanie różnych materiałów, są one ponownie mieszane w pojeździe. Nikt nie chciał wyjaśnić nam celu takiego postępowania. Firma (...), autor niby-sortowania, milczy jak zaklęta. Władze gmin, których dotyczy „innowacja”, sprawiają wrażenie, że o niczym nie wiedzą. W efekcie teren czterech gmin wytwarzających znakomitą większość odpadów w powiecie, opuszczają wyłącznie śmiecie zmieszane w dwóch postaciach: odpadków kuchennych oraz mieszanki papieru, plastiku i metalu ubogaconej stłuczką szklaną.” - źródło: www.gazetapowiatowa.pl


 

Przeczytaj także: Czy coś zyskujesz spalając śmieci?

 


Opis sytuacji dotyczy powiatu legionowskiego. Ile takich powiatów jest w całej Polsce? Opisany wyżej przypadek to nie jedyny „wynalazek” firm odbierających odpady. I bywa, niestety, że władze samorządowe dają na to przyzwolenie. Najbardziej chyba drastyczny jest przykład Bytomia - pozwolenia na przywiezienia milionów ton odpadów na teren miasta przez ostatnie lata wydały władze samorządowe Śląska. Dzięki tym dokumentom nieuczciwi biznesmeni zalali Bytom niebezpiecznymi dla życia i zdrowia substancjami. Ludzie wyszli w proteście na ulicę, bo paskudztwo z całej Polski ląduje niemal wprost pod ich oknami. Złoty biznes? Dla kogo? Dla miasta, czy dla firmy zajmującej się tym, nazwijmy sprawę po imieniu, procederem? Odpowiedź nasuwa się sama. Ciekawy materiał w tej sprawie jest tutaj: uwaga.tvn.pl/reportaż

Powtórzmy – największe profity z odbioru odpadów uzyskują firmy zajmujące się ich wywozem. Gminy, w większości, na tym nie zarabiają. Wspomniana wyżej Gazeta Powiatowa podaje, iż gmina Jabłonna zarobiła na śmieciach (nadwyżka z opłat wnoszonych przez mieszkańców) około 79.000 zł rocznie, natomiast Serock i Wieliszewo – kilkaset tysięcy. Te dwa ostatnie przypadki nie są, niestety, powszechne. Śmieciowy biznes dla wielu samorządów przynosi straty, jak np. w Legionowie, dopłacającym rocznie 300.000 zł do wywozu śmieci. Nieporęt balansuje na granicy deficytu. A warto pamiętać, że mowa o gminach należących do bogatszej części kraju. Jak jest w tych biedniejszych?

Tymczasem opłaty za wywóz śmieci systematycznie rosną

W niektórych gminach w ciągu dwóch lat wartość kontraktów z przedsiębiorstwami działającymi w tym sektorze wzrosła o 50 proc. Mieszkańcy też płacą coraz więcej. Dlaczego tak się dzieje? Rośnie konsumpcja i przybywa odpadów. Według najnowszego raportu GUS, w 2016 roku Polacy wyprodukowali o 4,6 proc. więcej odpadów zmieszanych niż rok wcześniej. W takim Elblądu, dla przykładu, w 2014 r. odebrano ponad 29.000 ton śmieci, a w 2016 r. już prawie 35.000 ton.

Ludzie się bogacą, wielu samorządówców zauważa także działanie programu 500+, który dużej grupie rodzin pozwolił na wymianę starych mebli, sprzętu AGD i elektronicznego itp. To wszystko zwiększa masę odbieranych odpadów, a więc i opłaty muszą pójść w górę.


 

Przeczytaj także: Tak urzędnicy powinni zareagować na zgłoszenie o spalaniu śmieci i innych odpadów

 


Jak twierdzi www.portalsamorzadowy.pl, który sprawę zbadał szczegółowo, rację mieli ostrzegający o tym, że podstawową wadą śmieciowej rewolucji w Polsce jest brak mechanizmów zniechęcających do wytwarzania odpadów. Co więcej, stała opłata bez względu na ilość wyprodukowanych śmieci wręcz zachęca do tego, aby nie przejmować się tym, ile odpadów wyprodukujemy. Jedynym sposobem na powstrzymanie wzrostu opłat jest ograniczenie produkcji śmieci i wzmocnienie selektywnej ich zbiórki. Zrobili tak np. Niemcy, uzależniając opłatę od ilości wytworzonych odpadów. U nas natomiast narracja jest całkowicie fałszywa i mogąca dawać złudzenie, że im więcej, tym lepiej. Lepiej, owszem, ale dla firm, nie dla gmin i dla samych mieszkańców.

Jak twierdzi Andrzej Bartoszkiewicz, twórca systemu EKO AB (więcej tutaj: youtube.com), w Europie do zbiórki odpadów dopłacają wszyscy, a jeśli ktoś robi biznes, to znaczy, że ktoś inny za to musiał zapłacić. - A te pożary w składowiskach, a te TIR-y z zagranicy, które wwożą śmieci do Polski? Kiedy spali się 2 tys. ton, za które wzięło się po 200 złotych, to zyski idą w miliony, kiedy się wrzuci do dziury ileś ciężarówek odpadów, to jest biznes. Tym lepszy, że kary są śmiesznie niskie, a urzędnicy WIOS (wojewódzkich inspektoratach ochrony środowiska) nie mają szans w starciu z firmami, które wynajmują najlepszych prawników – mówi Bartoszkiewicz w rozmowie z www.portalsamorzadowy.pl

W przypadku śmieciowej rewolucji świetlana teoria o dbałości o środowisko zderza się z realiami. W starciu ekologii z wolnym rynkiem zysk bierze górę nad naturą. Co gorsza, działania pozorne, których bywamy świadkami, są zgodne z przepisami. Wygląda więc na to, że to jeszcze nie koniec walki o sprawny system odbioru i utylizacji odpadów. Najszybciej uczą się zwykli ludzie, mieszkańcy gmin. Im już nie trzeba tłumaczyć, po co segregujemy śmieci. Teraz czas na równie rozumne działania systemowe i prawne.

Ewa Grochowska


Źródła:

FOTO: Marcin Smulczyński (se.pl)

 
Planergia poleca:
Autor artykułu:
Planergia

Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.

Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.

info@planergia.pl