Nowelizacja ustawy o odnawialnych źródłach energii: gorset przepisów dla prosumentów, pieniądze dla koncernów
Przewiń do artykułu
Menu

W przełomowym momencie pięcioletniej batalii w Parlamencie o kształt ustawy o OZE i oplatania jej kagańcem przepisów blokujących rozwój branży, jeden z internautów napisał, że prawdopodobnie największą wadą ustawy jest ciągle to, że … niechcący mogłaby doprowadzać do rozwoju OZE. W szczególności dotyczy to uchwalonych przepisów prosumenckich i strona rządowa – proponując 15 maja ich pilną nowelizację, chce najwidoczniej to niedopatrzenie naprawić. Coś co w poprzednim komentarzu na blogu nazwałem "niejasnościami" wykrystalizowało się, choć od tego jaśniej nie jest.

 

Wydaje się, że autorzy noweli postawili sobie aż dwa niezwykle ambitnie i – wydawałoby się - sprzeczne cele: skuteczne zablokowanie lub przynajmniej wyraźne organicznie rozwoju energetyki prosumenckiej (dla przypomnienia; chodzi o 800 MW nowych mocy do 2020 roku), ale w taki sposób, aby dało się na tym zarobić i rządowi i jego państwowym koncernom energetycznym.

 

Wydawałoby się, że na segmencie mikroprosumenckim, w którym wg IEO dzięki taryfom FiT w latach 2016-2020 ma być wytworzone 4% energii ze wszystkich OZE objętych ustawowym systemem wsparcia, a koszt tego wyniesie tylko 2% całkowitych kosztów wsparcia przewidzianych w ustawie o OZE, nikt nie może zarobić kroci, a zwłaszcza korporacje. Okazuje się że nawet na niewielkiej cząstce rynku prosumenckiego, która nie powinna wykazywać nadwyżek, koncerny potrafią wygenerować zysk, o ile rząd im w tym pomoże znowelizowanym przepisami adresowanymi dla … prosumentów.

 

Ceny bez kosztów, równanie bez rozwiązania

 Projekt nowelizacji polega przede wszystkim na iluzji, że można matematycznie obliczyć atrakcyjne taryfy gwarantowane FiT dla prosumentów, przy założonej nieatrakcyjnej stopie zwrotu. W tym celu autorzy poprawki z Ministerstwa Gospodarki oraz Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów zaproponowali prosumentem skorzystanie z niezwykle skomplikowanego wzoru – równania, które po pierwsze nie uwzględnią rzeczywistych kosztów po stronie prosumenta (nie ma możliwości uczciwego taryfowania), a po drugie … nie ma rozwiązania.

 

Obliczane na podstawie tego wzoru taryfy będą zawsze za niskie i po pierwsze zmuszać będą prosumentów do dopłacania (pokrywania strat finansowych), a z drugiej strony prowadzić do absurdu polegającego na tym, że w efekcie nierealnego (nadmiernego) obniżenia wysokości taryf dla prosumentów w systemie pojawi się ukryta pomoc publiczna (tzw. „windfall profit”) dla koncernów energetycznych pozyskujących energię po zaniżonej (dotowanej przez samych prosumentów) cenie.  Stanie się tak od momentu, gdy za kilka lat koszt zaopatrzenia w energię dostarczaną z systemu energetycznego przekroczy wysokość taryfy gwarantowanej (stanie się to tym szybciej im bardziej zaniżone będą taryfy FiT), a różnica między tymi dwiema liczbami będzie zyskiem dla koncernu energetycznego (sprzedawcy z urzędu). Jest to tylko jedna z subtelnych form pomocy dla koncernów, jakie oferuje projekt nowelizacji.

 

Łatwe zarobki  na … braku innowacji

 Innym rozwiązaniem pozwalającym koncernom generować zyski kosztem prosumentów jest narzucenie w noweli maksymalnej ilości prądu z mikroinstalacji OZE, którą będzie można po taryfie gwarantowanej odsprzedać do sieci w ciągu roku. W każdym roku, po przekroczeniu tego progu określonego tzw. wskaźnikiem wykorzystani mocy zainstalowanej (opisującym efektywność mikroinstalacji), właściciel mikroinstalacji musi oddać koncernom energię za bezcen. Niektóre z tych wskaźników są bardzo niskie w relacji już do obecnie stosowanych, coraz bardziej wydajnych urządzeń.  To konstrukcja prawna, której nie ma w żadnym innym kraju, nie występuje na świecie, bo żaden kraj nie wprowadza przepisów blokujących rozwój technologiczny OZE. Polska „innowacja” polega na tym, że: a) system wspierać będzie tylko stare, mało wydajne technologie, c) inwestor i producent urządzeń zaczną być karani za innowacyjność i efektywność, c) koncerny zarobią na … braku innowacji.

 

Zaliczka i nieoprocentowana pożyczka z opłaty OZE

 Wpływ obecnego systemu wsparcia dużych, należących do koncernów źródeł OZE (w zasadzie tylko współspalania, dużej energetyki wodnej, farm wiatrowych) w 2012 roku wyniósł 32 zł/MWh. Obliczony przez IEO koszt tzw. „opłaty OZE” (finansującej koncernom dopłaty do cen rynkowych energii) z tytułu wprowadzenia taryf gwarantowanych dla mikroprosumentów, która w sposób uzasadniony mogłaby być doliczana do rachunków za prąd w 2016 roku wynieść miał zaledwie 0,37 zł/MWh, czyli był 86 razy mniej niż wpływ kosztów dużych źródeł korporacyjnych.

 

Przyjęło założenia, że w 2016 r. w Polsce powstanie aż 400 MW w instalacjach mikroprosumenckich, do 100 tysięcy takich instalacji. Nikomu nie przeszkadza, że w Polsce nie ma takich możliwości wykonawczych, a takie kraje jak Niemcy, Wielka Brytania potrzebowały kilka-kilkanaście  lat aby taka skalę inwestycji była możliwa do zrealizowania w ciągu roku. Ale dzięki takiemu założeniu autorzy projektu nowelizacji przepisów umożliwiają takie skalkulowania wysokości „opłaty OZE” z tytuły taryf prosumenckich FiT, tak aby hojniej zasilić konto innej państwowej firmy OREO S.A. i aby koszt ten mógł być ryczałtowo uwzględniony w rachunkach za energię oraz wpływać na konto koncernów, zanim faktycznie poniosą (znacznie mniejszy) koszt. Tak nieoczekiwanie i nierzetelnie obliczoną zaliczkę koncerny zainkasują bez dodatkowych kosztów w przysłowiowych białych rękawiczkach, a na rachunkach kilkunastu milionów odbiorców energii elektrycznej będzie napisane, że to wszystko przez … prosumentów. W myśl proponowanych przepisów w rachunkach nie będzie wyjaśnienia, że widniejąca na nich „stawka opłaty przejściowej” to w istocie „stawka opłaty węglowej”. Nie będzie też informacji o tym, że na „korporacyjnych OZE”: współspalania i dużej energetyce wodnej koncerny zarabia kwoty o dwa rzędu wielkości większe.

 

Powyższe instrumenty podreperowania budżetów koncernów i ich reputacji nie byłyby możliwe, gdyby była wykonana solidna ocena skutków regulacji i gdyby prosumenci mieli dostęp do pełnej, prawdziwej informacje publicznej o ekonomice ich inwestycji i w poczuciu odpowiedzialności za swoje rodziny nie inwestowali. Ale informacji publicznej nie ma, a ta wynikająca z uzasadnienia projektu nowelizacji jeszcze bardziej zaciemnia obraz. Czyli plan oskubania także prosumentów przez koncerny i zrzucenia na nich winy oraz odwrócenia uwagi na zasadzie „łapaj zlodzieja”, przynajmniej do pewnego stopnia może się powieść.

 

Wobec niejasnych celów i tak  kreatywnych zabiegów wokół nowelizacji  przepisów ustawy o OZE w zakresie formalnego wsparcia prosumentów na rzecz faktycznego wsparcia koncernów, trudno docenić te nieliczne potrzebne poprawki w noweli, leżące w interesie społecznym, które mają charakter techniczny doprecyzowujący i te które nakazują przejrzystość - wykazywanie i sumowanie pomocy publicznej oraz porównywanie z dopuszczalną i uniemożliwianie podwójnego lub nadmiarowego dofinansowania.  Prosumenci są przejrzyści, gorzej z resztą.

 

Wątki te w sposób znacznie bardziej udokumentowany rozwija opinia Instytutu Energetyki Odnawialnej, dostępna na stronie www.ieo.pl

 
Planergia poleca:
Autor artykułu:
Planergia

Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.

Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.

info@planergia.pl