Nowa strategia energetyczna wg Premiera: przycinać OZE aby nie urosły i dokarmiać atom z węglem?
Przewiń do artykułu
Menu

W ostatnich tygodniach po tzw.  "naradzie energetycznej u premiera" w dniu 12 marca  i po posiedzeniu rządu w sprawie trójpaku energetycznego w dniu 26 marca,  premier Donald Tusk włączył się w dyskusję  nt. przyszłości energetyki i kształtu przygotowywanych regulacji.

 

 

Zrobił to w taki sposób, jakby strategia PGE miała się stać (?) strategią krajową (o czym dalej), ale poruszył też na kilka spraw zaadresowanych stricte do sektora OZE i wartych konstruktywnego przemyślenia.


Wobec pata legislacyjnego na jaki trafił na forum rządowym duży trójpak i ustawa o OZE oraz nieprzemyślanych i doraźnie podejmowanych działań posłów i ugrupowań w ramach prac sejmowych nad tzw.  „małym trójpakiem” i niekończącej się i coraz bardziej jałowej dyskusji interwencja premiera była jak najbardziej oczekiwana i jest na miejscu. Efektem ostatnich rozmów jakie prowadził premier Tusk m.in. z wicepremierem Januszem Piechocińskim jest wyłącznie spraw związanych z OZE i szerzej - z wdrożeniem dyrektywy 2009/28/WE  - z małego trójpaku i kadłubkowej nowelizacji Prawa energetycznego (ta koncepcja była szerzej krytykowana na odnawialnym), co też należy ocenić pozytywnie. Toruje to bowiem drogę do szerokiego uregulowania problematyki OZE w sposób kompleksowy i trwały, a to może się stać tylko dzięki uchwaleniu ustawy o OZE.

 

Dobrze że taka decyzja zapadła niezależnie od formalnego wszczęcia  procedury karnej wobec Polski za niewdrożenie dyrektywy  (do tej pory to zagrożenie było formalnie głównym argumentem posłów wnioskodawców za ujmowaniem kwestii OZE w małym trójpaku) oraz że tej decyzji towarzyszy deklaracja premiera, że rząd będzie działać tak, aby „grożące z powodu opóźnień we wdrażaniu zawartych tam (tzn. dużym trójpaku) rozwiązań kary finansowe ze strony Komisji Europejskiej (za niewdrożenie dyrektywy o OZE) nie dotknęły Polski”. Biorąc pod uwagę procedury unijne (kary naliczane są od daty wyroku ETS , a te zapadają zazwyczaj 1-2 lata od daty wszczęcia procedery) ww. deklaracja oznacza że rząd zakłada perspektywę ok. roku na uchwalenie ustawy o OZE w wersji pełnej, z systemem wsparcia (tych elementów brakowało w małym trójpaku).


Bardziej szczegółowa analiza i szerszy (nie tylko techniczny) kontekst wypowiedzi premiera wcale nie napawają jednak optymizmem, niestety. Wobec znaczącej (?) ciszy  jaka zapadła po tych niewątpliwie  ważnych wypowiedziach premiera, które mogą mieć dalekosiężne następstwa i braku debaty, pragnę zwrócić uwagę na ich możliwy szerszy kontekst strategiczny. Nie będę ukrywał, że skupię się raczej na tym co mnie najbardziej w retoryce premiera zaniepokoiło.


Narada w dniu 12 maja nt. zmian w strategii energetycznej rządu, która miała służyć przygotowaniom do planowanego na maj br. szczytu UE poświęconego energii i, jak to określił premier, „urealnieniu >miksu< energetycznego” w strategii UE i Polski. Ku całkowitemu zaskoczeniu krajowych środowisk związanych z rozwojem zrównoważonym,  nowoczesną energetyką oraz dyplomacji unijnej stwierdził, że "nie ma mowy" o przerwaniu programu jądrowego, wykorzystamy zostanie potencjału gazu łupkowego (czy OZE), ale kluczowe jeszcze przez wiele lat będą dla Polski zasoby węgla brunatnego. Zapowiedział starania na rzecz zmian paradygmatów (klimatyczno-energetycznych?) w całej UE, tak skorygować „na naszą korzyść” pewne strategiczne plany dotyczące wykorzystania węgla brunatnego. Premier też stwierdził, że państwo jako właściciel spółek energetycznych (odpowiadających za rozwój energetyki jądrowej i wykorzystanie zasobów węgla i gazu  łupkowego) chce wpływać na nie w ten sposób, aby interes tych spółek był w zgodzie z interesem państwa. Innymi słowy premier zapowiedział pogłębienie "jedności korporacyjno-politycznej" w energetyce  na rzecz zatrzymania istotnych  zmian miksu i powstrzymania modernizacji energetyki.


Na  konferencji prasowej w dniu 26 marca premier powtórzył tylko argumenty za atomem ale dodał, że  „nie może być głuchy na argumenty PGE, że warunki inwestycyjne się zmieniły, a ceny energii spadły”. I dodał, że spółka giełdowa musi mieć też "jakieś elementarne warunki opłacalności produkcji". Czyli okazało się że to państwo ma dostosować się do potrzeb flagowej spółki skarbu państwa i przejąć za nią odpowiedzialność finansową  oraz przejść na ręczne sterowanie” wraz z  kosztową formułę ustalania cen energii także w energetyce konwencjonalnej stanowiącej 90% miksu elektroenergetycznego.

 

Można odnieść wrażenie, że to opracowywana właśnie strategia PGE stanie się obowiązującą strategią energetyczną kraju, a nie odwrotnie. Była by to zdecydowanie zła informacja dla konsumentów energii (praktyki monopolistyczne), podatników (mniej lub bardziej jawne subsydia  i transfery finansowe dla PGE) i dla energetyki odnawialnej, a zwłaszcza tej jej części niezależnej od korporacji i obywatelskiej. O ile energetyka korporacyjna może trwać na rynku wykorzystując aktualną pozycję monopolistyczną nawet przy braku poparcia politycznego, o tyle rozwój energetyki odnawialnej bez tego poparcia (premier go wyraźnie odmówił) nie jest możliwy.


Koncepcja zarysowana przez premiera jest  wyborem nie popartym niestety żadną szerszą i porównawczą analizą kosztów alternatywnych (np. LCOE policzone dla wszystkich nowych źródeł energii w warunkach krajowych w okresie następnych 10,20,30 lat) i moim zdaniem mocno oderwanym od realiów ekonomicznych i rynkowych. Jednoczesne zmuszanie wszystkich branżowych spółek skarbu państwa do dołączania się do PGE i realizacji dwu niezwykle w obecnych warunkach  kosztowych programów (atomowy i węglowy) i jednego niezwykle ryzykowanego (łupki) jest wewnętrznie sprzeczna i praktycznie  niewykonalna na gruncie wolnego rynku energii i w ramach funkcjonowania Polski w UE.

 

Ale biorąc pod uwagę tak jednoznaczne stanowisko premiera, można oczekiwać, że cały aparat państwowy i administracja zaangażują się na rzecz potwierdzenia tez (tak się stało w 2009 roku, gdy bez poważniejszych analiz ekonomicznych zapowiedział rozwój energetyki jądrowej) jej realizacji, czyli ograniczania a nawet aktywnego hamowania rozwoju OZE do 2020 roku i spychania w opracowywanej nowej polityce energetycznej do 2030 roku (z perspektywą do 2050) na margines energetyki odnawialnej celem zrobienia innym opcjom miejsca na rynku.


Pomijając zasadniczy kontekst strategiczny i stricte polityczny, z  niektórymi fragmentami wypowiedzi premiera dotyczącymi OZE można się zgodzić. Do takich należy komentarz że „Polska nie jest idealnym zagłębiem dla fotowoltaiki”, z uzupełnieniem, że „nie będziemy szukać najdroższych sposobów wytwarzania odnawialnej energii ale też te pozornie najtańsze nie są najlepsze z punktu widzenia gospodarki, np. import skorup kokosowych czy spalanie polskich lasów, jako metoda na uzyskanie tych 15 proc., też musi mieć swój limit, ograniczenie”. 

 

Ale czy to nie rząd odpowiada za prawo, które do takiej sytuacji doprowadziło i czy można ogólną przy tej okazji krytykę i pretensję kierując do części mniej odpowiedzialnych społecznie przedsiębiorców adresować i odnosić znacznie szerzej – do całego sektora OZE? Zastanowić się też należy nad stwierdzeniem premiera, że koncepcje farm wiatrowych na morzu będą podlegały "bezlitosnej weryfikacji”, jeśli chodzi o koszty, bo tam współczynnik określający poziom wsparcia jest "szczególnie wysoki".

 

Jest w tym część prawdy, ale trzeba też pamiętać, że współczynniki mogłyby być znacznie niższe gdyby polityka państwa stanęła po stronie morskiej energetyki wiatrowej (spadek ryzyka z zmniejszenie kosztów w systemie) oraz niestety, w kontekście całej wypowiedzi,  trzeba brać też pod uwagę  polityczny kontekst tej wypowiedzi: PGE powinno pilnować programu atomowego, dla którego rozwój  morskiej energetyki wiatrowej jest konkurencją nie tylko na rynku ale  i wewnątrz grupy. Z paroma  zastrzeżeniami, trzeba  zgodzić się z premierem gdy mówi, że jego zadaniem jest „pilnowanie, żeby mały i duży trójpak nie były efektem kompromisu między lobbystami, ale by było transparentnie i jednoznacznie na rzecz możliwe taniej energii dla odbiorcy".

 

Ale należy też zapytać czy premier sam nie prowadzi lobbingu za ryzykowanymi, nie poddanymi szerszej analizie ekonomicznej koncepcjami społeczno-gospodarczymi zanim nie staną się one elementem formalnym polityki energetycznej państwa  i czy rząd poprzez wykluczenie z podstaw do dyskusji  porównawczych i aktualizowanych analiz kosztowych sam nie otwiera polityki energetycznej i regulacyjnej w tym obszarze na lobbing jedynie największych i najbardziej wpływowych grup interesów.


Nie wiadomo za wiele o doradcach, suflerach, pragnących takim przedstawieniem sprawy przez premiera zamrozić sytuację bez rozwiązywania problemów i wskazać winnych chcących rzekomo wzrostu cen energii, podczas gdy w praktyce do tego dążą monopole energetyczne. Opowiedzenie się premiera po stronie korporacji energetycznych, a nie po stronie energetyki obywatelskiej i niezależnych producentów - IPP było już wystarczająco wyraźnie widoczne w jego drugim w  tej kadencji expose. Można tylko się domyślać, że także tym razem (symptomy narastały już od 2008 r.) retoryka wypowiedzi premiera opiera się bardziej na opiniach prezesa PGE, ministra skarbu, niż  np. ministra rozwoju regionalnego odpowiedzialnego za rozwój, czy ministra gospodarki, który de facto za energetykę konstytucyjnie odpowiada. 

 

Niejasne jest stanowisko i nieznana rola Rady Społecznej Gospodarczej przy Premierze w  procesie określania  rządowej koncepcji rozwoju energetyki, ale sądzić można że jest niebagatelna. Energetyce odnawialnej nie pomaga fakt, że w  składzie Rady nie ma przedstawiciela znającego obszar i specyfikę energetyki odnawialnej i szerzej – problematykę zrównoważonego rozwoju  i że nie ma takiej osoby w otoczeniu premiera, która mogłaby być przeciwwagą dla obecnie dominującego, niezwykle zachowawczego kierunku myślenia. Nie chcę robić złej przysługi, ale sądzę że gdyby wśród członków Rady znalazła  się taka osoba jak np. prof. Maciej Nowicki, łatwiej byłoby  o przewietrzenie umysłów i otwarcie rządu na nowocześniejsze koncepcje w energetyce.


Najbardziej groźne  w ww wypowiedziach jest to, że premier stając się celowo lub mimo woli rzecznikiem korporacji, staje się - razem z ministrem skarbu i finansów - także ich zakładnikiem, a w raz z tym całe państwo stanie się od nich uzależnione (podatki i dywidendy ale też synekury i apanaże) tak jak -nie przymierając  - np. Rosja od zysków i posad Gazpromu. Po 25 latach transformacji trudno się oprzeć negatywnym skojarzeniom z epoki państwowego socjalizmu. Niektóre fragmenty wypowiedzi premiera pobłażliwe dla korporacji i krytykujące OZE jako najbardziej rzekomo kosztotwórczego jego zdaniem elementu energetyki (bynajmniej dowody na to są naciągane i propagandowe, a wiele wskazuje na to, że jest dokładnie odwrotnie), mogą być odbierane jako parodia wypowiedzi sprzed pól wieku przypisywanej Władysławowi Gomółce,  że „wszystkiemu winni Żydzi, masoni i cykliści”.


Sektor OZE który w obszarze elektroenergetyki (i biopaliw) pobłądził, ale też został wyprowadzony w pole przez polityków i złe lub spóźnione regulacje, potrzebuje wsparcia premiera i działającego z jego przyzwoleniem rządu. I właśnie to jest najbardziej przykre, że OZE w retoryce premiera stały się synonimem zła, a nie – tak jak na całym świecie - nowoczesności, postępu  i rozwoju. Premier swoją wypowiedzią, nawet jak to nie było jej celem, dezawuuje intencje i dorobek przedsiębiorców, małych i średnich oraz innowacyjnych firm zielonej energetyki, którzy dają zatrudnienie w postaci 32 tysięcy pełnych etatów, eksportują znaczna część swoich urządzeń, komponentów i usług.

 

Dotychczas, choć działają w niezwykle trudnych i ryzykownych warunkach, byli dumni z tego, że swoją działalnością realizują politykę energetyczną państwa, pomagają wypełnić zobowiązania UE, przyczyniając się walnie do rozwoju regionalnego i lokalnego. Bez pobudzenia (porwania szerszą wizją?) małej przedsiębiorczości i obywateli oraz zaangażowania samorządów nie da się tworzyć nowoczesnej, taniej i bezpiecznej energetyki. Jeszcze nigdy premier tak nie osłabił entuzjazmu i woli działania  wielu ludzi na rzecz trudnych ale koniecznych zmian.

 

Grzegorz Wiśniewski

Materiał pochodzi ze strony "Odnawialny blog"

 
Planergia poleca:
Autor artykułu:
Planergia

Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.

Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.

info@planergia.pl