Energetyka wiatrowa na łopatkach – jest pierwsze bankructwo
Przewiń do artykułu
Menu

Po ośmiu latach od powstania bankructwo ogłosiła w Polsce pierwsza farma wiatrowa. To skutek tzw. ustawy wiatrakowej oraz zmiany systemu dopłat do OZE. Energetyka wiatrowa leży na łopatkach. Eksperci łapią się za głowę.

 

Farma wiatrowa Krzęcin nieopodal Gorzowa w Wielkopolsce, należąca do brytyjskiego funduszu inwestycyjnego Impax, na początku stycznia ogłosiła upadłość. To pierwsza taka sytuacja od wielu lat w polskiej energetyce wiatrowej.

Kłopoty firmy zaczęły się dwa lata temu, w 2016 r., gdy koncern energetyczny Enea wypowiedział farmie umowę na zakup zielonych certyfikatów (mechanizm wsparcia energii z OZE) i jednocześnie weszła w życie tzw. ustawa wiatrakowa. Do tego rok później doszły zmiany w dopłatach do energii odnawialnej.

Obecnie majątek bankrutującej spółki szacowany jest na 2,8 mln zł (inwestycja pochłonęła kwotę 37 mln zł). Farmę kupiła za bardzo niską cenę Polenergia, w której ponad 50 proc. udziałów ma Kulczyk Holding.

Z poważnymi problemami finansowymi zmaga się cała energetyka wiatrowa w Polsce. Nowelizacja ustawy o OZE, będąca w praktyce uderzeniem w farmy wiatrowe, sprawiła, że 70 proc. instalacji generuje straty, a inwestorzy miotają się pomiędzy nadzieją na zmiany, a chęcią zwinięcia interesu.

Zabrać więcej, niż się daje

Jak tłumaczy dla agencji informacyjnej Newseria Tomasz Podgajniak, wiceprezes Polskiej Izby Gospodarczej Energii Odnawialnej i Rozproszonej (PIGEOR):

 

 

Są dwa czynniki, które spowodowały tę zapaść finansową: pierwszym jest spadek cen zielonych certyfikatów, które do tej pory stanowiły dodatkową dopłatę w stosunku do wpływów za energię sprzedawaną do systemu. Te certyfikaty z poziomu 250–270 zł spadły aktualnie do 45 zł.

To mniej niż wynosi dodatkowy podatek, który został nałożony na elektrownie wiatrowe w związku z ustawą odległościową. Dziś wynosi on przeciętnie 50–70 zł na 1 MWh, w zależności od wietrzności terenu, a za certyfikat można dostać 45 zł, czyli państwo nie tyle wspiera, ile zabiera nawet to, co drugą ręką postanowiło przyznać – tłumaczy Podgajniak.

Wiceprezes PIGEOR ocenia sytuację farm wiatrowych obecnie jako katastrofalną. 70 proc. instalacji generujących straty może być przy tym liczbą nie w pełni oddającą skalę problemu.


 

Przeczytaj także: Zwolennikom wiatraków - wiatr w oczy

 


W pozostałych 30 proc. mieszczą się bowiem przedsiębiorstwa energetyki wiatrowej, które otrzymały duże dotacje inwestycyjne, a więc nie ponoszą kosztów kapitałowych. Jest też duża grupa firm, które sprowadziły z innych krajów tam demontowane wiatraki i postawiły je w Polsce. Te przedsiębiorstwa ponoszą więc tylko koszty obsługi i bilansowania, a to daje się pokryć z przychodów uzyskiwanych za energię elektryczną.

Najprawdopodobniej więc większość lub wszystkie nowe inwestycje w farmy wiatrowe w naszym kraju przynoszą teraz straty.

Strzał w energetyczną stopę

Energia wiatrowa jest dzisiaj, zaraz po fotowoltaice, najtańszą produkowaną energią. To zauważają także klienci konwencjonalnej energetyki, z których coraz większa liczba staje się prosumentami.

 

 

Mamy do czynienia z próbą ręcznego ratowania czegoś, co jest nie do uratowania, czyli węgla. Ta próba skończy się katastrofą. Z punktu widzenia polskiej gospodarki również będziemy mieć sytuację katastrofalną. Za moment będziemy mieć najdroższą energię w regionie, a to znaczy, że konkurencyjność polskich przedsiębiorstw spadnie dramatycznie. – prognozuje Tomasz Podgajniak.

W 2005 roku było w Polsce 80 MW zainstalowanych mocy w energetyce wiatrowej, w 2015 roku już ponad 4,5 tys. MW. W ciągu 10 lat moce zainstalowane zwiększono pięćdziesięciokrotnie. Teraz inwestorzy, którzy się na to zdecydowali, grożą pozwaniem państwa polskiego do sądów na wielomilionowe kwoty odszkodowań.

Pojawiły się już informacje o kilkunastu inwestorach zagranicznych, którzy skierowali pozwy arbitrażowe przeciw Polsce w związku ze zmianami prawnymi wprowadzonymi w tzw. ustawie wiatrakowej i dotyczącymi dopłat do energii odnawialnej. To roszczenia na kwotę kilkuset milionów złotych.


 

Przeczytaj także: Spółdzielnie energetyczne i ich szanse w Polsce

 


Nie wiadomo, jak zachowają się w tej sprawie sądy arbitrażowe. Prawnicy z kancelarii prawniczej Kochański Zięba i Partnerzy (cytat za MarketNews24) uważają, że poziom tolerancji dla zmian legislacyjnych przyjmowany przez trybunały arbitrażowe w ostatnich latach jest bardzo wysoki. Przyjmuje się, że zmiany legislacyjne, które wyrządzają szkody inwestorom zagranicznym, o ile nie są dyskryminacyjne i nieproporcjonalne, nie pociągają za sobą finansowego obowiązku naprawienia szkody.

Na tle takich problemów nieco dziwić może fakt, że państwowe koncerny energetyczne chcą budować elektrownie wiatrowe. Szykują się do startu w tegorocznej aukcji OZE, w której wsparcie może uzyskać kilka dużych farm.

Zawarcie przez Polskę umów na zakup energii z OZE stało się jednym z warunków podczas negocjowania notyfikacji całej ustawy przez Komisję Europejską. Konieczne wydaje się zakontraktowanie w 2018 i 2019 roku takiej ilości energii, która odpowiada ok. 1,2 GW nowej mocy w farmach wiatrowych.

Wiele wskazuje na to, że w sprawie energetyki wiatrowej nie padło jeszcze ostatnie słowo. Inwestorzy i zwolennicy zielonej energii mają nadzieję, że zła passa wiatraków w Polsce się odwróci.

Ewa Grochowska

Źródła:

 

 

 

 

 

 
Planergia poleca:
Autor artykułu:
Planergia

Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.

Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.

info@planergia.pl